Jeju, jak ja nienawidzę poniedziałków. Ale chyba nie jestem wyjątkiem, bo gdy wychodziłam ze swojego pokoju to wpadłam na Ludmiłę, która miała taką minę jak ja się czuję. Z Germanem jesteśmy małżeństwem od 4 miesięcy. Pobraliśmy się pod koniec lata. Bardzo szybko to minęło. Dzieciaki skończyły naukę w Stud!o, ale jeszcze nie wybierają się na studia, bo są w trakcie ostatniej trasy koncertowej. Mają akurat przerwę świąteczną. Właśnie! Za 5 dni Wigilia! Nie mogę się już doczekać, uwielbiam gwiazdkę. Ten świąteczny nastrój, śnieg, radość z dostawania i dawania prezentów...
-Angie! Słuchasz mnie w ogóle?- Zapytała Violetta, machając mi ręką przed oczami.
-Y.. Tak, tak Violu, oczywiście. A co mówiłaś?
-Pytałam się czy nie wiesz gdzie jest tata.
-Nie, nie wiem. Wstałam to już go nie było.-odparłam, siadając do stołu. W tym momencie do jadalni wszedł mój mąż ze swoim wspólnikiem.- Dobrze Ramallo, i zadzwoń do Japończyków. Przełóż tę konferencję na jutro, bo w środę nie będę miał czasu.- ,,Oj, nie będziesz" pomyślałam. Cały wczorajszy wieczór próbowałam go przekonać, by to zrobił bo w dzień przed świętami powinien razem z rodziną przygotowywać się do Bożego Narodzenia.
-Dzień dobry kochanie-powiedział German.
-Dzień dobry-odpowiedziałyśmy razem z Violettą, po czym obie się zaśmiałyśmy. Dołączyli do nas jeszcze Federico i Ludmila i w spokoju jedliśmy śniadanie. Ja wypiłam tylko mocne ekspresso. Olgita robi mi je co poniedziałek. Czuję wtedy, jakby ta kawa była mi zapasem energii na cały tydzień. A coś czuję, że ten będzie wyjątkowo pracowity...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz