piątek, 25 grudnia 2015

Rozdział 1 Moje miejsce...

Gdy weszłam do studia od razu złapał mnie Pablo.
-Hej Angie - uśmiechnął się – Mam sprawę do ciebie. Mogłabyś pomóc Brendzie w przygotowaniach do koncertu świątecznego? Ja nie mam za bardzo czasu, bo po nowym roku dzieciaki znowu wyjeżdżają, a ja muszę to wszystko ogarnąć.
-Pablito, po pierwsze to nie są już dzieciaki. Przypominam ci, że mają już prawie 20 lat, a niektórzy ponad- pomyślałam o Leonie- A po drugie, jasne, że tak, no problem- uśmiechnęłam się do niego. Szpan angielskim.
- Dziękuję ci- odwzajemnił gest- Brendę znajdziesz w Sali od muzyki.
Poszłam we wskazanym kierunku. Bardzo lubiłam Brendę, była miła, inteligentna i ładna, po prostu idealna dla Pabla. Cieszę się, że znalazł sobie taką kobietę, przynajmniej nie cierpiał, gdy wyszłam za Germana. A teraz moja radość jest jeszcze większa bo się zaręczyli. Gdyby ktoś powiedział mi trzy lata , że moje życie będzie wyglądało tak jak wygląda, uznałabym, że zwariował. A jednak.
-Witaj Angie- z zamyśleń wyrwała mnie Brenda- Pablito cię przysłał?- spytała.
- Tak, jest podenerwowany tym całym występem i trasą koncertową.
-Masz rację, a jeszcze mamy zaplanowany wyjazd na święta do moich rodziców.
-To świetnie! Kiedy jedziecie?
-W środę wieczorem, dlatego musimy mieć dopięte wszystko na tip-top- Zaśmiała się.
-Jak mogę ci pomóc- zapytałam. Przecież miałyśmy pracować, a nie plotkować godzinami. Chyba za dużo czasu spędzam z Olgą…
-Może najpierw zaczniemy zwijać i chować te kable do skrzyń. Trzeba je jak najszybciej przewieźć do teatru. I tak przez następne pięć godzin pracy zwijałam, chowałam i przenosiłam różne rzeczy. Koordynowałam także pracą innych ludzi, dlatego musiałam raz być w teatrze, a raz w studio. Co pół godziny przemieszczałam się z miejsca na miejsce.
do domu wróciłam wyczerpana, więc nie byłam ucieszona, gdy usłyszałam krzyki dobiegające z salonu.







-Jesteś tak samo podejrzliwa jak twoja matka!
-No i co z tego?! Ty jesteś tak samo nerwowy jak twój ojciec!
-Bo mój ojciec jest Włochem! A poza tym…
-Ej! Spokój- krzyknęłam- Czy nie możecie się dogadać po ludzku i nie wytykać sobie tych odziedziczonych wad. Albo robić to ciszej. Najlepiej w innym pomieszczeniu. Na innym kontynencie. W innej galaktyce- złapałam się za głowę, która mnie nagle rozbolała i usiadłam na kanapie. Federico i Ludmiła jeszcze przez chwilę coś szeptali po czym złapali się za ręce i poszli do kuchni.
-Uwielbiam twój sarkazm - ktoś zaszeptał mi do ucha, aż dostałam gęsiej skórki. Wiedziałam kto to. Poznałam go po zapachu zniewalających perfum. Odgarnął mi włosy z jednego ramienia i zaczął muskać moją szyję- Moja swatka…- zamruczał, a ja zaczęłam się mu poddawać. Co jak co, ale takie pieszczoty to ja lubię, jeszcze po takim męczącym dniu to już w ogóle. German przestał mnie całować, ale zaczął robić mi delikatny masaż karku. W sekundę zapomniałam o wszystkich zmartwieniach. Teraz liczyło się to, że ten człowiek, mój mąż, potrafi zrelaksować mnie do takiego stopnia, że zapominam o bożym świecie.
-Dokończę po kolacji- zaszeptał, a ja otworzyłam oczy. Przed nami stała Olga z chochlą w ręku i informowała, że mamy siąść do stołu, bo kolacja jest gotowa. Momentalnie się zarumieniłam. Mam nadzieję, że nie słyszała słów wypowiedzianych przez Germana.
Mój ukochany pomógł mi wstać i razem wkroczyliśmy do jadalni. Podczas posiłku wszyscy rozmawiali i śmiali się. Ludmiła i Violetta raz się nawet popłakały. Violetta pokazała mi i Ludmile zdjęcie jakiegoś chłopaka, który reklamował kalesony. Był profesjonalnym modelem, więc wyglądałby dobrze nawet w worku na śmieci. Wiem to z własnego doświadczenia. Przecież zanim odnalazłam Violettę byłam modelką. I to chyba całkiem niezłą, sądząc po tym jak namawiali mnie abym jednak została w branży… Wracając. Gdy Ludmiła zobaczyła to zdjęcie to zaczęła się śmiać, można by powiedzieć histerycznie.
-Wyobraź sobie w tym Ramallo- powiedziała do Violi, gdy złapała oddech. Ja akurat piłam sok, więc gdy to usłyszałam zakrztusiłam się i zaczęłam kaszleć.



Federico poklepał mnie po placach. Violetta najpierw zrobiła zdziwioną minę, a potem zaczęła się śmiać jeszcze głośniej od Ludmi. Może nie byłoby to tak zabawne gdyby były to kalesony o zwykłym kolorze. One jednak były coś pomiędzy Supermanem, a Piotrusiem Panem… tylko jeszcze gorsze.

 Ramallo udawał, że jest obrażony, ale potem także zaczął się śmiać. Resztę kolacji rozmawiali o czymś zawzięcie, ale mnie nie interesowało o czym. Ja byłam zatopiona w otchłani. W czekoladowej otchłani miłości, która pochłonęła moje serce na resztę życia. Która nie pozwoli na to, by to serce stamtąd uciekło lub zostało skradzione. Bo to serce jest już zajęte na wieczność.

Gdy się ocknęłam przy stole siedziałam tylko ja i German, który wpatrywał się we mnie z tą samą uwagą. Wstałam bez słowa i skierowałam się na górę do sypialni. Mój mężczyzna od razu podążył za mną. Gdy tylko znaleźliśmy się w środku od razu zamknął drzwi i przyparł mnie plecami do ściany. Patrzył na mnie przez chwilę i pocałował mnie delikatnie, ale bardzo namiętnie. Oddawałam mu pocałunek cała sobą. Chciałam przekazać w nim całą moją miłość do niego. Otworzyłam trochę szerzej usta by mógł wsunąć język. Zrobił to, po czym jednym ruchem ściągnął ze mnie sukienkę. Zamruczałam mu w usta. Złapał mnie za pośladki, podniósł do góry i nie przerywając pocałunku rzucił na łóżko. Zmęczona położyłam się na brzuchu. Wiedział, że miałam ciężki dzień, więc całuje tylko mój kark z dołu w górę i kładzie się obok, przytulając do siebie. Wiem, że to jest moje miejsce na ziemi…

niedziela, 20 grudnia 2015

Prolog

Jeju, jak ja nienawidzę poniedziałków. Ale chyba nie jestem wyjątkiem, bo gdy wychodziłam ze swojego pokoju to wpadłam na Ludmiłę, która miała taką minę jak ja się czuję. Z Germanem jesteśmy małżeństwem od 4 miesięcy. Pobraliśmy się pod koniec lata. Bardzo szybko to minęło. Dzieciaki skończyły naukę w Stud!o, ale jeszcze nie wybierają się na studia, bo są w trakcie ostatniej trasy koncertowej. Mają akurat przerwę świąteczną. Właśnie! Za 5 dni Wigilia! Nie mogę się już doczekać, uwielbiam gwiazdkę. Ten świąteczny nastrój, śnieg, radość z dostawania i dawania prezentów...
-Angie! Słuchasz mnie w ogóle?- Zapytała Violetta, machając mi ręką przed oczami.
-Y.. Tak, tak Violu, oczywiście. A co mówiłaś?
-Pytałam się czy nie wiesz gdzie jest tata.
-Nie, nie wiem. Wstałam to już go nie było.-odparłam, siadając do stołu. W tym momencie do jadalni wszedł mój mąż ze swoim wspólnikiem.- Dobrze Ramallo, i zadzwoń do Japończyków. Przełóż tę konferencję na jutro, bo w środę nie będę miał czasu.- ,,Oj, nie będziesz" pomyślałam. Cały wczorajszy wieczór próbowałam go przekonać, by to zrobił bo w dzień przed świętami powinien  razem z rodziną przygotowywać się do Bożego Narodzenia.
-Dzień dobry kochanie-powiedział German.
-Dzień dobry-odpowiedziałyśmy razem z Violettą, po czym obie się zaśmiałyśmy. Dołączyli do nas jeszcze Federico i Ludmila i w spokoju jedliśmy śniadanie. Ja wypiłam tylko mocne ekspresso. Olgita robi mi je co poniedziałek. Czuję wtedy, jakby ta kawa była mi zapasem energii na cały tydzień. A coś czuję, że ten będzie wyjątkowo pracowity...

Powroty...

Cześć wszystkim!
dokładnie jak w tytule. Bardzo długo mnie nie było, bo miałam mały kryzys i brak weny. Ale obiecuję, że się poprawię! :D Wiem, że nie jest Was zbyt dużo, ale mam taką cichą nadzieję, że będzie trochę więcej, bo historia, którą chcę się z Wami podzielić wydaje mi się naprawdę fajna ;) Jak to mówią- nadzieja umiera ostatnia :P
Nie przedłużając, czekam na Was i kieruję do prologu :D
P.S. Historia bd pisana już po ślubie Germangie :3